Zakładki:
Poezja jest pokarmem duszy, naszym wspólnym skarbem i tylko autor wiersza może mieć zastrzeżenia do jego rozpowszechniania. Jednak nikt jeszcze tego nie zrobił.... Dziękuję za mój blog.
Pozostaw ślad...
Tutaj jestem:
|
Nie wiem, co to poezja, nie wiem, po co i na co... Wiem, że czasami ludzie czytają wiersze i płaczą.... Władysław Broniewski
czwartek, 26 kwietnia 2007
A więc nikt mnie nie przeprosi za wszystko co się stało?
Nikt się nie będzie tłumaczył, że nie mógł wymyślić lepiej?
Nikt mi nie powie Maleństwo jakżeś się dzielnie trzymalo?
Nikt mi medalu nie przyzna ni po ramieniu poklepie?
Nikt nie powie dlaczego? nikt mi nie powie dla kogo?
Nie wyjmie mi z serca strzały? Nie zdziwi się że z nią żylam?
Nie pocałuje mnie za to? I przejdę samotną drogą,
zgubię się i zarzucę, tak jakbym nigdy nie była?
Pawlikowska-Jasnorzewska
środa, 25 kwietnia 2007
Umrzeć - tego się nie robi kotu. Bo co ma począć kot w pustym mieszkaniu. Wdrapywać się na ściany. Ocierać między meblami. Nic niby tu nie zmienione, a jednak pozamieniane. Niby nie przesunięte, a jednak porozsuwane. I wieczorami lampa już nie świeci. Słychać kroki na schodach, ale to nie te. Ręka, co kładzie rybę na talerzyk, także nie ta, co kładła. Coś sie tu nie zaczyna w swojej zwykłej porze. Coś się tu nie odbywa jak powinno. Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma. Do wszystkich szaf sie zajrzało. Przez półki przebiegło. Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło. Nawet złamało zakaz i rozrzuciło papiery. Co więcej jest do zrobienia. Spać i czekać. Niech no on tylko wróci, niech no się pokaże. Już on się dowie, że tak z kotem nie można. Będzie się szło w jego stronę jakby się wcale nie chciało, pomalutku, na bardzo obrażonych łapach. I żadnych skoków pisków na początek
Wisława Szymborska
wtorek, 24 kwietnia 2007
Nie mówmy więcej o tym. Nie wierzę już w powroty Że słowa, uśmiech, dotyk Odzyskają smak To już zagrany dramat Ja jestem nie ta sama Nie mogę dłużej kłamać Na nic to się zda
Zbyt wiele dotąd nas łączyło By został tylko popiół, sól Ale to dawno nie jest miłość Wyzwólmy się z fałszywych ról Wyzwólmy się z fałszywych ról
Nie mówmy więcej o tym Nie wierzę już w powroty Że słowa, uśmiech, dotyk Odzyskają smak To tylko słowa, słowa Że można znów od nowa, Że można znów próbować Z sobą razem być
Jak ty beze mnie, ja bez ciebie Dziś o tym nie wie żadne z nas Dziś najważniejsze znaleźć siebie Każde do swoich pójdzie gwiazd, Każde do swoich pójdzie gwiazd Jonasz Kofta
poniedziałek, 23 kwietnia 2007
Gdybym ja nie był poetą, A pani nie była kobietą, To znaczy: gdybym ja
umiał Bez obłąkania i szału Dań składać pięknemu ciału I takbym się
wyżył, wyszumiał; Gdybym mógł kochać bez mitu, Bez natchnionego
zachwytu, Bez legendarnych przydatków, Bez wahań, wzlotów, upadków, Bez
mistycznego pomostu, Który prowadzi po prostu Do pani (pardon!)
pośladków; Gdybym opuścić mógł z tonu I nie zaznając katuszy Dupie nie
wmawiałbym duszy; Gdybym z czułego szaleńca Stał się buhajem bez
ducha; Miał znacznie mniej z oblubieńca, A znacznie więcej z
świntucha; Pani zaś - ach! gdyby pani Zostając przy swoich
cudach (Mówię o biodrach, o udach, Piersiach i erotomanii, O pani
wprawie miłosnej, O pani chuci radosnej, O oczach - błękitnych kwiatkach
- O ustach - świeżych czereśniach - O włosach - złocistych pieśniach
- I wzmiankowanych pośladkach), Gdyby się pani zdobyła Na jeszcze jedną
zaletę: Gdyby tak pani zabiła Przewrotną w sobie kobietę, Tę
niebezpieczną panterkę, Tę chytrą, wieczną heterkę, To głupie, fałszywe
zwierzę, Co z każdym będzie się tarzać, Rozkładac, tulić, obnażać, Za
wiersz czy pustą zabawę, Za parę pończoch czy sławę, Nawet - z miłości -
powiedzmy, Lecz w jakiś sposób bezecny, Bo obliczony bezwiednie W tak
zwanej podświadomości Na efekt cudzej zazdrości Oraz korzyści
powszednie; O, gdyby pani umiała Kochając najidealniej Nie sądzić, że
bez jej ciała I "ekskluzywnej" sypialni Byłbym stracony,
zgubiony, Chodziłbym błędny, strapiony, I, że prócz pani na świecie Na
żadnej innej kobiecie Nie znalazłbym tyle szczęścia I takiej pełni
posięścia, I takiej upojnie - skwarnej Rozkoszy (dość popularnej), I że
bez pani spojrzenia Nie ma już dla mnie natchnienia, I że bez pani
rozkraczeń W szał wpadnę chorych majaczeń! Że bez przychylnych jej
gestów Zapadnę w nicość i próżnię, I odtąd juz nie odróżnię Chorejów od
anapestów; Gdyby się pani, powtarzam, Zmieniła nieco w tym względzie, A
ja bym się nie rozmarzał Przy seksualnym popędzie, To stałaby się z nas
para Ach, najszczęśliwsza w Warszawie! Może się pani postara? Ja także
trochę się wprawię.
Lecz list się dłuży. A przeto Kończę. Nadziei mam
mało. Bo cóż by z nas pozostało, Gdybym ja nie był poetą, Nie dążył ku
"ideałom", A pani nie była kobietą tak jednolitą i całą?
A
zresztą... małoż to bywa Na świecie różnych wypadków? Może się jednak
zmienimy? Adieu, Madame. Bądź szczęśliwa, Kiedy się znów
zobaczymy? P.S. Ukłony dla pięknych pośladków
Julian Tuwim
niedziela, 22 kwietnia 2007
Wczesne
godziny przedpołudnia; jeszcze nie piszesz
(nie próbujesz pisać, raczej), tylko leniwie czytasz.
Wszystko jest nieruchome, spokojne, pełne, tak
jakby to był prezent ofiarowany przez muzę powolności,
jak dawniej,
w dzieciństwie, na wakacjach, kiedy długo
studiowało się kolorowa mapę przed wycieczką, mapę,
która obiecywała tak wiele, głębokie stawy w lesie
jak świecące oczy motyli, górskie łąki tonące w ostrej trawie;
albo moment
przed zaśnięciem, kiedy jeszcze nie ma snów,
ale już wyczuwa się ich nadchodzenie z różnych stron świata,
ich marsz, pielgrzymkę, ich czuwanie przy łożu chorego
(chorego na jawę), i ożywienie wśród średniowiecznych figur
skurczonych
w wiecznym bezruchu nad katedrą;
wczesne godziny przedpołudnia, cisza
- jeszcze nie piszesz,
jeszcze rozumiesz tak wiele.
Zbliża się radość
Adam Zagajewski
sobota, 21 kwietnia 2007
Ileż ma w sobie Szczęścia Kamyk - Bez lęku przed Koniecznościami, Nie dbając o Kariery przebieg, Toczy się Drogą sam przed siebie - W Burej Powłoce zawarł prostą Sumę barw, jakie miewa Kosmos - Jak Słońce niezależny, istnieć Potrafi sam lub w towarzystwie, Bez komplikacji, planu, trudu Spełniając Dekret Absolutu -
Emily Elizabeth Dickinson Tł. Stanisław Barańczak
piątek, 20 kwietnia 2007
Jakie to dziwne tak bolało nie chciało się żyć a teraz takie nieważne niemądre jak nic.
Jan Twardowski
czwartek, 19 kwietnia 2007
Złamana gałąź śliwy u samego czarnego ramienia jest jak poemat żywy O bezowocnych marzeniach.
I jam drzewo, które życie więzi, i w rękach się waszych szamocę - nie łamcie moich gałęzi: wszystko to są owoce.
Dajcie mi pachnąć bez słowa - owoc mój słodki jest, wiecie? Będziecie kiedyś żałować, żeście zatruli mój kwiecień... Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
środa, 18 kwietnia 2007
Szkoda, że cię tu nie ma,
szkoda, kochanie.
Siedziałabyś na sofie,
ja - na dywanie,
chustka byłaby twoja,
moja - kapiąca łza,
albo może na odwrót:
płacz ty - pociecha - ja.
Szkoda, że cię tu nie ma,
szkoda, kochanie.
Prowadząc wóz, dłoń kładłbym
na twym kolanie,
udając, że je mylę
z dźwignią, gdy zmieniam bieg.
Wabiłby nas nieznany
lub właśnie znany brzeg.
Szkoda, że cię tu nie ma,
szkoda, kochanie.
Srebrny księżyc na czarnym
nieba ekranie
na przekór astronomom
oddawałbym co noc
na żeton na automat,
by usłyszeć twój głos.
Szkoda, że cię tu nie ma,
na tej półkuli -
myślę, siedząc na ganku w letniej koszuli
i z puszką "Heinekena".
Zmierzch. Krzyk mew. Liści szmer.
Co za zysk z zapomnienia,
jeśli tuż po nim - śmierć?
Josif Brodski
( tł. Stanisław Barańczak)
Tak długa twoja nieobecność Na jednej strunie grany temat Usypia wymyślona wieczność I zapominam, że cię nie ma I tak długo trwa Tak długo trwa Blednąca twoja nieobecność
Tak długa twoja nieobecność Gładka kamieniem z dna potoku A mnie, kochana, wciąż niespieszno Pamięci poddać się wyrokom
Tak długo trwa Tak długo trwa Ginie ślad
Tak długa twoja nieobecność Dialogu z ciszą nie zaczyna I jest milczenie całą resztą I boję się, że zapominam
Tak długo trwa Tak długo trwa Ginie ślad Blednie ślad Stygnie ślad
Jonasz Kofta
wtorek, 17 kwietnia 2007
Pogodnie patrzą me oczy, Pogodnie, Czy w niebie słońce, czy cienie, By w nich czytali przechodnie Wieść dobrą i pozdrowienie. Radośnie śmieją się usta, Radośnie, Przyjacielskimi uśmiechy, By ludzi, których los chłośnie, Skrzepić słodyczą pociechy. Wesoło dźwięczą me słowa, Wesoło, Wśród skwaru dróg czy zawiei, By tym, co chylą w dół czoło, Dodać otuchy, nadziei. Lecz na dnie wszystkich tych rzeczy, Lecz na dnie, Jest wielki smutek człowieczy, Serce cierpiące bezradnie, Którego nic nie uleczy. Leopold Staff
poniedziałek, 16 kwietnia 2007
Skąd to zmęczenie w nas każdego rana Jakby każda noc była nie przespana Skąd twarze takie szare, skąd oczy takie stare Czemu gonimy tacy zadyszani, Jakby się nam ta ziemia chwiała pod stopami I skąd to, że nie wiemy, dokąd tak biegniemy. Stąd ten krzyk - szybciej, szybciej. Inaczej padniemy... Ernest Bryll
niedziela, 15 kwietnia 2007
Zbudzić się, zerwać, uchylić firanek, Wyjrzeć w kwietniowy, błękitny poranek, Gdzie tylko wierzby kwitnące się złocą I tylko brzozy białym pniem migocą - A na toń niebios, wiosenną i bladą, Fijoletową sieć gałązek kładą... Obejść kasztany, których pąki, lśniące Nowymi soki, łowią chciwie słońce I główki śmiało w przestrzeń prą błękitną, Czując, że jutro w śnieżną kiść zakwitną...
Chodzić po słońcu - powoli - jak we śnie, Wokoło sadu, gdzie kwitną czereśnie, U węgła domu przystanąć - posłuchać, Bo już gołębie zaczynają gruchać I wilga gwiżdże w południe nad sadem, Gdy owad w trawie goni się z owadem. A w wieczór, kiedy gwiazdy wyjdą z toni Błękitnej, słowik pieśń swą ślubną dzwoni, Dziwiąc się wielkiej księżycowej łodzi, Co z białym żaglem na Ocean wschodzi. Słuchać tej pieśni, która pierś rozpiera Ogromnej ziemi i w niebie zamiera, Ginąć w tej woni sadów i błękicie. Pić to wokoło budzące się życie I czuć z wszechświatem, nie pragnąc dla siebie Serca na ziemi ni gwiazdy na niebie Nic nie zamarzyć, nie kochać, nie żądać. W przeszłość się tęsknym okiem nie oglądać Ani nie czekać, czy z tą nową wiosną Z mogił zaklęslych niezabudki wzrosną... I wierzyć tylko, że gdy płomyk zgaśnie, Serce na wieczność - jak na zimę - zaśnie Konstanty Maria Górski
piątek, 13 kwietnia 2007
Na chwilę mi dałeś Miejsce na Twej Ziemi Cienkie linie dróg Cyrklem wyznaczyłeś
I wodzisz mnie wciąż Po ścieżkach krętych Gdzie nawet trawy Szepcą Twoje Imię
Czasami hymn śpiewam Na Twoją chwałę Czasem coś w złości syczę przez zęby
Bo tyle skrajnych Dawno już przekroczonych I tyle decyzji tak do końca błędnych
Wciąż uczę się żyć Na własnej skórze I płacę jak umiem Ten dziwny rachunek Adam Ziemianin
czwartek, 12 kwietnia 2007
Przepraszam, że żyję Przepraszam, że piję Przepraszam, że tyję Choć szczęścia mi brak Przepraszam, że minę Przelotnie jak ptak. Przepraszam, że nie jem Przepraszam, że jem Przepraszam, że nie wiem Przepraszam, że wiem.
Meldowani na tej ziemi tymczasowo Zapomnieni poprzez Boga już na amen Zapatrzeni w skrawek miejsca, w dane słowo Czemu wciąż wpadamy w sidła taki same.
Przepraszam, że żyję...
Chociaż przyszło żyć pod miedzą i za lasem Tu gdzie deszcze przemijają monotonnie Poigrajmy sobie czasem - sobie z czasem Przewalajmy się z hałasem przez historię.
Przepraszam, że żyję...
A gdy przyszło nam urodzić się dziewczyną Skaleczoną, jak ta czajka, przez mężczyzną Kupmy sobie dobre, stare, mocne wino I śpiewajmy, nie zmieniając serca w bliznę.
Przepraszam, że żyję...
Meldowani na tej ziemi tymczasowo Przyodziani w tanie palto i Ojczyznę Odgrywajmy los na nowo i na nowo I śpiewajmy, nie zmieniając serca w bliznę.
To świetnie, że żyję To świetnie, że piję To świetnie, że tyję Choć szczęścia mi brak Nie szkodzi, że minę Przelotnie jak ptak... Agnieszka Osiecka
środa, 11 kwietnia 2007
Po tęczy wspomnień wędruję Zanurzam się w inną rzeczywistość Krople czasu omijam starannie Inne światy dotykam aksamitem W środku głębokiej nocy Cicho kołyszą się westchnienia
Zbigniew Barteczka
wtorek, 10 kwietnia 2007
Jednym szeptem, jednym gestem Jednym drgnieniem powiek zmieniasz Zawstydzenie kiedy jesteś W zamyślenie gdy Cię nie ma Mam tyle słów, jest ich siła Życzeń i pragnień jak w kolędzie Gdzie się podziały kiedy byłaś Czy się odnajdą gdy znów będziesz Mirosław Czyżykiewicz
poniedziałek, 09 kwietnia 2007
Bogactwo świata jest wielkie.
W ustach maluje się jak w oku
świat
w różnobarwnych smaków tęczy - - -
świat, który skarb żywności piętrzy
w tysiąc kontrastów,
tysiąc pokus.
I tysiąc kwiatów z pól, zagonów
oddycha prosto w nozdrza twoje:
piękne zapachem,
barwne strojem
kształty gwiazd,
krążków,
heksagonów...
I bezmiar spojrzeń:
patrzą, wierzą,
z miłością idą,
szczęście niosą.
Oczy przyjaciół, oczy zwierząt,
darzą cię smutkiem i rozkoszą.
Wreszcie
po wielu
pięknych wiosnach
masz w epilogu: tysiąc chorób
i tysiąc śmierci do wyboru -
a każda inna,
każda wzniosła.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
niedziela, 08 kwietnia 2007
Droga, wierzba sadzona wśród zielonej łąki, Na której pierwsze jaskry żółcieją i mlecze. Pośród wierzb po kamieniach wąska struga ciecze, A pod niebem wysoko śpiewają skowronki.
Wśród tej łąki wilgotnej od porannej rosy, Droga, ktorą co święto szli ludzie ze śpiewką, Idzie sobie Pan Jezus, wpółnagi i bosy Z wielkanocną w przebitej dłoni choragiewką.
Naprzeciw idzie chłopka. Ma kosy złociste, Łowicka jej spódniczka i piękna zapaska. Poznała Zbawiciela z świętego obrazka, Upadła na kolana i krzyknęła: "Chryste!".
Bije głową o ziemię z serdeczną rozpaczą, A Chrystus się pochylił nad klęczącym ciałem I rzeknie: "Powiedz ludziom, niech więcej nie płaczą, Dwa dni leżałem w grobie. I dziś zmartwychwstałem."
Jan Lechoń
sobota, 07 kwietnia 2007
Wielkanoc, co jednoczy szynki i kiełbasy Z wdziękiem tulipanów i hiacyntów, stwarza Między tym, co jest wrogie sobie po wsze czasy Raz do roku harmonię za oknem masarza.
Przeciwieństwo dwóch światów (co ida o lepsze) W nienawiści, w wieczystym ze sobą rozstaju): Ducha, co wielbi kwiaty, brzucha, co czci wieprze, W zgodę się nieskalaną zaokrągla w jaju.
I korzenne goździki, zdobiące tak ślicznie Wędlinę wraz z borówki zimowymi krzaki, Najodleglejsze kraje łączą symbolicznie: Nasze polskie zagaje z półwyspem Malakki.
Leopold Staff
piątek, 06 kwietnia 2007
Jestem z upływającej wody z liści które drżą trącane dźwiękiem wiatru przelatującego pośpiesznie
jestem z wieczoru który nie chce usnąć patrzy uparcie głodnymi oczyma gwiazd
noc - poprzez niebieskie żyły w każdym włóknie ciała w końcach palców pulsuje namiętnym niespełnionym
jestem ochrypłym głosem milczącym głucho nade mną dni o wielkich pustych skrzydłach mijają...
Halina Poświatowska
czwartek, 05 kwietnia 2007
Wiosna w kwietniu zbudziła się z rana, Wyszła wprawdzie troszeczkę zaspana, Lecz zajrzała we wszystkie zakątki: - Zaczynamy wiosenne porządki.
Skoczył wietrzyk zamaszyście, Pookurzał mchy i liście. Z bocznych dróżek, z polnych ścieżek Powymiatał brudny śnieżek.
Krasnoludki wiadra niosą, Myją ziemię ranną rosą. Chmury, płynąc po błękicie, Urządziły wielkie mycie, A obłoki miękką szmatką Polerują słońce gładko, Aż się dziwią wszystkie dzieci, Że tak w niebie ładnie świeci. Bocian w górę poszybował, Tęczę barwnie wymalował, A żurawie i skowronki Posypały kwieciem łąki, Posypały klomby, grządki I skończyły się porządki
Jan Brzechwa
środa, 04 kwietnia 2007
O czym? O pewnym wieczorze. Od wina i czerwca był ciepły. Gwiazdy, jak kwiaty ze szczęścia, Na łąkę niebios uciekły.
Jechało się Alejami I koń był wniebowzięty, I księżyc co jechał nad nami, W strzępiastą chmurkę wcięty.
Ani się nic nie działo, Ani się nic nie mówiło. Zresztą sam byłem wtedy, Ciebie tam wcale nie było. Julian Tuwim
wtorek, 03 kwietnia 2007
Nie zrozumiem nigdy, nie nazwę żadnej rzeczy z daleka ni z bliska. Rozdeptałem słowa na miazgę, okrwawiłem sercem i ciskam.
Nie wypowiem nic, nie wyśpiewam, ani nocy, ni gwiazd nie zliczę. Opętany bólem i gniewem, gniewem płonę i bólem krzyczę.
Wiem, że nigdy poznać nie zdołam, jaka moc mnie usidla i dręczy, torturuje słonecznym kołem i zakuwa obręczą tęczy.
Trzeba wyrwać się, trzeba odejść, trzeba biec, uchodzić przed klęską! Jak odnaleźć radość i młodość, gdzież jest miłość, miłość zwycięska?
Władysław Broniewski
poniedziałek, 02 kwietnia 2007
Bliskość, która przywraca ci kształt. On odszedł. Kiedy odchodzi człowiek, bliskość ulatuje jak ptak, w nurcie serca zostaje wyrwa, w którą się wdziera tęsknota.
Tęsknota - głód bliskości
Karol Wojtyła
|